Trudno było odczytać ślad i dlatego wypadało jechać powoli. Grunt stanowiła wulkaniczna masa. O właściwych śladach kopyt nie mogło być mowy. Jedynie drobne zmiażdżone kamuszki świadczyły o jeźdźcach. Należało zatem wytężać uwagę. Kawałeczki futra Grubego Jemmy’ego, znajdowane od czasu do czasu, wielce ułatwiały jazdę.
Po pewnym czasie droga zwracała się na prawo, a więc na południo-zachód. Przybyto do wyżyny, która dzieliła dwa oceany. Z góry widać było na prawo potoki, co poprzez Yellowstone i Missouri wpadały do Missisipi, a więc do zatoki meksykańskiej, podczas gdy na lewo, w dolinie, wody mknęły ku Snake-river, a następnie wpadały do Oceanu Spokojnego.
Grunt nie był tak bezpłodny, jak poprzednio, ziemia bardziej miękka, strumyki zaś, nieprzepojone siarką, zawierały wodę zdrową i świeżą, sprzyjającą rozwojowi roślinności. Pełno więc było tutaj trawników, krzewin i drzew. Ślad ściganych odciskał się znacznie wyraźniej.