Strona:Karol May - Sępy skalne.djvu/128

Ta strona została uwierzytelniona.

Niestety, zbliżał się mrok wieczorny. Przeto trzeba było rozpędzić rumaki, aby jak najbardziej wykorzystać tę okoliczność, że ślady były wyraźne.
Wjechano na wspomnianą wyżynę. Jazda była ciężka, a nawet niebezpieczna, pomiędzy odłamkami skał i gęstemi krzewami.
Zapadł wieczór. Ponieważ należało się trzymać śladu, a w mroku ślad nie był widoczny, przeto jeźdźcy musieli urządzić postój.
Milczenie dotychczasowe zostało i nadal zachowane. Wszyscy mieli uczucie, jakgdyby znajdowali się w przededniu rozstrzygających wydarzeń.
Nie zapalono ogniska. Wszak Old Shatterhand poznał z tropów, że wrogowie byli oddaleni o niecałe dwie mile angielskie. Gdyby więc i oni obozowali, z łatwością mogliby spostrzec ognisko i odkryć pogoń.
Wszyscy zawinęli się w dery i ułożyli do snu. Uprzednio rozciągnięto straże. Ledwo zajaśniał brzask, ledwo można było odróżniać poszczególne przedmioty, podjęto dalszą jazdę.
Ślady Ogallalla były jeszcze wyraźne. Po godzinie Old Shatterhand oświadczył, że Sioux-Ogallalla wcale wczoraj nie obozowali. Nie chcieli odpoczywać, dopóki nie dotrą do rzeki Kraterów. Nie był to dobry znak. Niestety, ścigający nie

126