Strona:Karol May - Sępy skalne.djvu/144

Ta strona została uwierzytelniona.

ciała ich będą od dołu do góry gotować się w roztopionej lawie. Czy jeszcze teraz pragnąłbyś ponieść śmierć, przeznaczoną dla syna?
— Tak, tak! — odpowiedział Baumann. — Wtrąćcie mnie, zamiast niego!
— Nie! Ty skończysz z innymi nad grobem wodza na palu męczeńskim. A tymczasem przyjrzysz się torturom syna!
— Marcinie, Marcinie, synu mój! — krzyknął zrozpaczony niedźwiednik.
— Ojcze, ojcze! — odezwał się Marcin z trwogą.
— Milcz! — rzekł Wohkadeh. — Umrzemy, nie ciesząc tych psów wyrazem bólu na naszych twarzach.
Baumann targnął więzami, z tym jedynie skutkiem, że głębiej werznęły się w ciało.
— Czy słyszysz, jak wyje i lamentuje! — krzyknął wódz. — Milcz, i raczej ciesz się, gdyż zobaczysz wszystko dokładniej, niż my. Odwiążcie jeńców od głazów i przywiążcie do koni, aby siedzieli wysoko i mogli lepiej spoglądać! Obu chłopców zaś skrępujcie dobrze i zanieście ku otchłani zagłady!
Natychmiast wykonano rozkaz. Wielu Ogallalla otoczyło Wohkadeha i Marcina, aby ich zanieść do krateru. Pozostałych jańców wsadzono na konie.

142