— Moi bracia mogą leżeć spokojnie. Winnetou ruszy na zwiady.
Po chwili znikł w mroku nocy. Szoszoni postanowili czuwać do jego powrotu.
Musieli długo czekać. Była północ, kiedy wrócił. Zameldował:
— Hong-pe-te-keh, Ciężki Mokasyn, obozuje ze swymi ludźmi nad Wodą Djabła. Ma przy sobie niedźwiednika oraz pięciu jego towarzyszy, a także naszych braci, którzy w nocy nas opuścili. Old Shatterhand zapewne czuwa wpobliżu. Moi bracia mogą spać. Winnetou wraz z Oihtka-petay, skoro świt, podkradną się raz jeszcze nad Wodę Djabła. Howgh! —
Ledwie świt zaszarzał, Winnetou obudził wodza Szoszonów. Szli ostrożnie, bez szmeru. Od Paszczy Piekła do Wody Djabła droga wynosiła zapewne milę angielską. Rzeka wpobliżu obozu wroga utworzyła zakręt. Stojąc tam za skałą, obaj wodzowie mogli obserwować Siouxów, którzy sprowadzili konie, poczem zabrali się do śniadania.
Winnetou spojrzał na wyżynę prawego wybrzeża, skąd powinien był nadejść jego biały brat.
— Uff! — rzekł. — Jest już Old Shatterhand.
— Gdzie? — zapytał Oihtka-petay.
— Tam na górze.
Strona:Karol May - Sępy skalne.djvu/163
Ta strona została uwierzytelniona.
161