ne dłonie, wskazał na niebo i rzekł serdecznie:
— Nie dziękuj pan ludziom, drogi przyjacielu, ale naszemu Panu w niebiosach, że dał ci dosyć siły, abyś mógł znieść nieopisane cierpienia. Byliśmy tylko narzędziem. Jemu należy przesłać nasze dziękczynienia i modlitwy.
Zdjął kapelusz i zaintonował pieśń dziękczynną. Pozostali zdjęli kapelusze. Skoro skończył, rozległo się powszechne głośne „Amen!“
Spętany wódz Siouxów przyglądał się temu zdumionem spojrzeniem. Podniesiono go, aby zaprowadzić do wylotu kotliny, gdzie czekał Winnetou z Szoszonami i Upsaroca.
Old Shatterhand wjechał wraz z Apaczem do kotliny, aby obejrzeć wroga i zdać sobie sprawę z sytuacji. Zamienili kilka słów. Tak bowiem przenikali wzajemnie swoje myśli, że mogli się porozumiewać monosylabami. Niebawem wrócili do swoich.
Oihtka-petay podszedł do nich i zapytał:
— Co teraz zamierzają począć moi bracia?
— Wiemy, — odrzekł Old Shatterhand — że nasi czerwoni bracia mają taki sam głos, co my. Przeto wypalimy fajkę narady. Przedtem jednak chcę się rozmówić z Hong-peh-te-keh, wodzem Sioux-Ogallalla.
Zszedł z konia, a za nim również Winnetou.
Strona:Karol May - Sępy skalne.djvu/177
Ta strona została uwierzytelniona.
175