Strona:Karol May - Sępy skalne.djvu/32

Ta strona została uwierzytelniona.

Serce nakazało mu pomóc Bobowi. Zbliżył się powoli i rzekł:
— Słuchaj, drogi Bobie, będę próbował. Wprawdzie bardzo mi cuchniesz, lecz moje człowieczeństwo zdoła to przetrzymać. Ale robię to pod warunkiem, że mnie nie dotkniesz.
— Masser Bob nie podejść do massa Franka! — żalił się Bob.
— No dobrze. Ale także nie dotykaj swojem odzieniem mojego, gdyż będziemy obaj cuchnąć, ja zaś wolałbym ten zaszczyt odstąpić tobie samemu.
— Niechaj tylko massa Frank podejść! Masser Bob mieć się na baczności.
Było to istotnie bohaterstwem, że mały Sas podszedł do murzyna. Gdyby się tylko otarł o miejsce spryskane, musiałby podzielić jego los i wyrzec się obcowania z ludźmi, lub co najmniej pożegnać z ubraniem.
Im bliżej się przysuwał, tem dotkliwszy był zapach, który mu zapierał niemal dech. Ale wytrzymał mężnie.
— No, wyciągnij rękę, stary! — rozkazał. — Za blisko nie mogę wszak podejść.
Bob wykonał rozkaz. Sas uchwycił jedną ręką górną, a drugą dolną szczękę zwierzęcia. Wytężywszy wszystkie siły, zdołał oderwać martwego skunksa, poczem cofnął się czem prędzej. Murzyn rozprzestrzeniał taki zapach, że Frank omal nie zemdlał.

30