downym środkiem na sen i dlatego nazywa się Orfeuszem.
— Dobrze, skończmy z tem! — rzekł ze śmiechem Grubas, wyciągając się na mchu. — Wolę spać, niż z panem gryźć takie uczone orzechy.
— Do tego brak panu włosów na zębach. Kto się nie uczył, ten o niczem nie może wiedzieć. A więc śpij pan sobie! Historja powszechna nic na tem nie straci.
Ponieważ nie znalazł nikogo, komuby mógł dowieść swej duchowej przewagi, przeto położył się i usiłował zasnąć. Z namowy Shatterhanda Szoszoni poszli za tym przykładem, a wnet potem położyły się również niektóre konie, niektóre zaś opuściły sennie łby.
Old Shatterhand zszedł nadół i zajrzał do kanjonu. Uśmiechnął się z zadowoleniem, gdyż śladu nie było po Mężnym Bawole i jego ludziach. Wódz Szoszonów starannie zastosował się do planu. — Old Shatterhand wrócił i usiadł u wylotu wąwozu na kamieniu. Siedział tak nieruchomo przez parę godzin z opuszczoną na piersiach głową. O czem myślał znakomity myśliwy? Być może, przemknęły przed jego oczyma dnie ruchliwego życia, jak ciekawa, dziwna panorama.
Wreszcie tętent konia zakłócił ciszę. Old Shatterhand zerwał się i podkradł do krawędzi skały. To nadjechał Marcin Baumann.
Strona:Karol May - Sępy skalne.djvu/58
Ta strona została uwierzytelniona.
56