Tam, gdzie z jeziora wypływa Yellowstone-river i gdzie wybrzeże tej rzeki ciągnie się na południo-zachód do Bridge-creek, płonęło kilka ognisk. Rozpalono je, ponieważ było ciemno, nie zaś poto, aby ugotować wieczerzę. O to postarała się już sama przyroda.
Pstrągi łokciowej długości, schwytane w zimnej wodzie, można było ugotować w wodzie gorącej, która pieniła się w odległości kilku kroków. Sas ogromnie się chełpił tem, że po obiedzie zastrzelił dziką owcę. A więc wieczerza składała się z ugotowanego mięsa owczego i z pstrągów. Gorące źródło było tak małej objętości, że doskonale nadawało się do swej roli garnka, woda zaś miała potem świetny smak rosołu, którym się delektowano.
Towarzystwo przeprawiło się przez rzekę Pelikana i Yellowstone i nazajutrz rano zamierzało udać się poprzez Bridge-creek ku rzece Kraterów. Tam tryskał gejzer, zwany przez Indian K’untui-temba — Paszcza Piekła, a wpobliżu stał grobowiec wodza.