Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/12

Ta strona została uwierzytelniona.

dziłby bezwątpienia, że mam nieczyste sumienie. Krok miałem niepewny i chwiejny; wzrok skierowany ku ziemi, jakby w obawie, że ktoś wyczyta z niego te trzydzieści dwie zwrotki. Nie smakował mi nawet suchy chleb; sen ogłosił strajk generalny; gdy strajk chwilami ustawał, śniły mi się różne dziwy, naprzykład, wielka skrzynka pocztowa, pełzająca po łóżku w postaci olbrzymiego niebieskiego żółwia, który mnie dusi tak długo, póki się nie budzę z wielkim krzykiem.
Pracowałem równie sumiennie, jak dotychczas, ale robota szła ciężko i opornie, czerwone policzki pobladły, schudłem, stałem się małomówny, jak kamerton, który tylko wtedy się odzywa, gdy się go dotknie. Był to ciężki, zły okres, trwający nieskończenie długo. Powierzyłem los swój skrzynce pocztowej z końcem lipca, termin nadsyłania prac mijał dopiero pierwszego października, a pierwszego listopada miało nastąpić rozstrzygnięcie konkursu. Gdybym mógł dostać zpowrotem te trzydzieści dwie zwrotki! Przysięgałem, że z rezygnuję na całe życie z pisania wierszy i z nagród konkursowych. Była to przysięga kolosalna, ponieważ rymowanie szło mi bardzo łatwo, a nawet trzecia nagroda „w wysokości bitych dziesięciu talarów“ była dla mnie snem o potędze.
Nie miałem żadnych wątpliwości, że nie otrzymam konkursowej nagrody, ale sprawa mogła mieć oprócz skutku negatywnego, także i przykry dla mnie bardzo skutek pozytywny. Dręczyła mnie ciągle myśl, że „szanowna“ redakcja gotowa odesłać wiersz nie do moich rąk, a do rąk „starego“, zaopatrując utwór w odpowiednie uwagi na marginesie. Kto chodzi do gimnazjum, lub jest jeszcze uczniem, domyśli się łatwo, kim jest „stary“, i zrozumie mój tajemny lęk. Wprawdzie groźny stary“ odnosił się do mnie przychylnie i starał się ulżyć ciężkiemu położeniu: dwa razy na tydzień dawałem korepetycje jego synowi, za co w soboty wieczorem do-

4