Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/122

Ta strona została skorygowana.

— Tak, przypominam sobie, że się zwie Stiller. Podczas ostatniej wizyty, którą jej złożyłem, przeczytała mi wiersz napisany ku uczczeniu Bożego Narodzenia, który tak mi się spodobał, żem poprosił o zezwolenie na odpis. Pani Stiller zgodziła się, dałem wiersz wydrukować i sprzedaję go teraz.
— Który to wiersz?
— Pierwszy z kolei.
— Zatytułowany: Radość nad betleemskim żłobkiem“?
— Tak. Musi go pan przeczytać. Może ja go panu przeczytam! Nie każdy przecież potrafi ująć sens utworu i przez odpowiednią intonację głosu trafić do serc słuchaczy. Pozwoli pan?
Wziął książeczkę z rąk gospodarza, otworzył i stanął w pozycji deklamatorskiej. Radość nad betleemskim żłobkiem“! Znowu niemiły tytuł, schlebiający ulicy. Byłem pewien, że treść wiersza będzie stała na poziomie tytułu. Nie chcąc jej wcale słyszeć, wstałem, kierując się ku drzwiom. Przy samych drzwiach doszły mnie pierwsze słowa prayermana. Czytelnik chyba domyśla się, jak wielkie ogarnęło mnie zdumienie. Czyż to możliwe, bym usłyszał swój własny wiersz? A może inny utwór o takim samym początku? Słucham dalej — nie, to mój wiersz, każde słowo moje! Gdy kaznodzieja nosowym głosem wyrecytował całość, podszedłem do stołu, na którym zostawiłem kupioną niedawno książeczkę, otworzyłem ją i wyczytałem co następuje. „Radość nad betleemskim żłobkiem, psalm pokutny zbłąkanego grzesznika, nawróconego przez nasze pisma i książki“.
Miałem wrażenie, że mnie ktoś walnął obuchem w łeb. Nie wiedziałem, czy potraktować całą sprawę humorystycznie, czy też puścić w ruch pięści. Zanim zdążyłem się zdecydować, prayerman rzekł:

114