Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/14

Ta strona została uwierzytelniona.

promitację... A zresztą.. Ciągle pan mówi rytmami, a pański język... Dlaczegóż mi pan tego przedtem nie dał do przeczytania.
— Czego? Wiersza?
— Oczywiście! Podkreśliłbym błędy, których redaktor w wcale nie zauważył. Przecież ten koń, ten byk, nie ma pojęcia o tem, jak powinien wyglądać porządny wiersz.
— A więc wiersz odesłano?
— Tak w odbitce szczotkowej, do korekty, czy do rewizji. Oprócz tego redakcja załączyła list do mnie adresowany. Ani mi się śni dawać go panu do czytania. Odpowiem, że pod wierszem może figurować jedynie pańskie nazwisko, i koniec na tem! Inaczej gotówby pana opętać najgorszy z szałów, szał pisania. Taki smarkacz powinien się zajmować wszystkiem, tylko nie pisaniem wierszy!
Odetchnąłem głęboko. A więc trzydzieści dwie zwrotki zostały przyjęte. Trzecia nagroda: dziesięć talarów!... Znowu pociemniało mi w oczach.
— Chciałem jeszcze powiedzieć, że od dziś będę panu płacił za korepetycję gotówką: po pięć groszy za godzinę. Oczywiście w sobotę mięso z ryżem, jak dotychczas. O pańskiej zuchwałości i o wierszu samym pomówimy później, nie mam czasu, muszę iść na obiad. Oto pieniądze! Może pan wyjść.
Wręczył mi kopertę. Podziękowawszy ochrypniętym ze wzruszenia głosem, i złożywszy głęboki ukłon, mimo decyzji, że to już nie nastąpi, wybiegłem za drzwi.
Nie pamiętam, w jaki sposób zszedłem ze schodów i dostałem się do swej „budy“. Otwieram kopertę i cóż w niej znajduję? Krótki list od redakcji, oraz trzy dziesięciotalarowe banknoty. Okropny, wielki niebieski żółw oznaczał pieniądze, jak każdy żółw z bajki! A więc nie trzecia, lecz pierwsza nagroda!

6