Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/15

Ta strona została uwierzytelniona.

Co zrobiłem, uspokoiwszy się nieco?
Odpowiedź zbyteczna: nigdy, ani w dobrej, ani w złej sytuacji nie zapomniałem o tem, że najświętszym obowiązkiem, który przynosi ulgę i zbawienie, jest i będzie modlitwa.
Ze szczęściem jest na świecie tak samo, jak z nieszczęściem: nie chodzi nigdy luzem. Gdym się zjawił po południu na lekcji u swego starego kantora, zastałem go w dziwnie pogodnym nastroju. Kochany staruszek bywał zawsze pogodny, dziś jednak był wyjątkowo wesoły i rozmówmy. Ponieważ w rozmowie powtórzył kilkakrotnie: dobra robota, honorarium księgarskie“ — byłem przekonany, że o szczęściu, które mnie spotkało, rozmawiał ze „starym“. Gdym po lekcji wyciągnął, jak zwykłe, talara, nauczyciel odparł:
— To niepotrzebne, drogi mój May! Może pan zatrzymać przy sobie tak ciężko zapracowany grosz.
— Ten grosz nie jest ciężko zapracowany.
— Jakto? Darowano panu talara?
— Nie, zarobiłem go, ale praca nie była ani gorzka, ani ciężka. Dostałem trzydzieści talarów odrazu; przecież pan wie o tem dobrze.
Popatrzył na mnie ze zdumieniem i zapytał:
— Trzydzieści talarów? Ależ w takim razie prawdziwy z pana Krezus! Skądże miałem o tem wiedzieć? Nie słyszałem ani jednego krzyżyka, ani jednej nuty, na ten temat!
— Przecież pan mówił o tem przed chwilą!
— Ja? Skądże znowu?
— Mówił pan o honorariach księgarskich.
— No tak, ale cóżto ma za związek z panem i pańskiemi trzydziestoma talarami? A może nie wolno panu tego opowiedzieć?

7