Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/163

Ta strona została skorygowana.

ler dobrym strzelcem; udało mu się wejść w kontakt z wielkiemi firmami futrzanemi. Po pewnym czasie wybił się w swej branży, i zaczął nieźle zarabiać. Zawód jego wymagał ciągłej niemal nieobecności w domu, to też matka i syn żyli w ustawicznej trosce o niego. Jednak siła przyzwyczajenia i tu się okazywała; Stiller wychodził cało ze wszwystkich wypraw.
Dziś właśnie, w dniu mej wizyty, matka i syn niepokoili się bardzo o ojca. Wyruszył, jak zwykle, wczesną wiosną, by z Indjanami, z którymi utrzymywał stosunki handlowe, zrealizować rezultaty kompanji jesiennej i zimowej. Mimo, iż termin powrotu naznaczony był najpóźniej na początek lipca, nie wrócił dotychczas. Na kilkakrotne pełne trwogi zapytania, odpowiedziano pani Stiller z St. Louis, że niema żadnych wiadomości ani od męża, ani od jego towarzyszów, i że sklepy oczekują z niecierpliwością zapowiedzianych transportów. Z odpowiedzi tych wynikało, iż firma niepokoi się również; ponadto rozeszły się niedawno pogłoski, ze szczepy indjańskie, zamieszkujące północno-zachodnie pasma górskie, toczą ze sobą walki. Nie wiedziałem nic o tych pogłoskach, przywędrowałem bowiem z Winnetou z południa przez kraje, w których nie było białych i gdzieśmy starali się unikać spotkań z czerwonymi.
Chcąc uspokoić matkę i syna, zacząłem wyszukiwać różne powody dla wytłumaczenia długiej nieobecności pana domu, ale nie osiągnąłem pożądanego skutku. Na zapytanie moje, do jakich szczepów indiańskich się udał, odpowiedziano mi.
— Ze względu na konkurencję, mąż mój zachowuje to w ścisłej dyskrecji. Wprawdzie przedemną nie ukrywa niczego, ale nie sądzę, by wymienienie nieznanych panu nazw mogło mieć dla sprawy jakiekolwiek znaczenie.
— Myli się pani. Stosunki, panujące wśród szczepów

155