Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/20

Ta strona została skorygowana.

wreszcie to, że sam będzie musiał hymn pański zaśpiewać, doprowadzi go do pasji.
— Naprawdę będzie śpiewać mój hymn?
— Ależ tak! Śpiewa przecież bardzo dobrze; na złość każę mu śpiewać solową frazę w As-dur. Oto pierwsza przyczyna mej radości. Przekonanie pańskie, że nie zaproponowałbym pańskiej kompozycji żadnemu nakładcy bez przytoczonego powodu, cieszy mnie również bardzo.
— Przecież to zupełnie zrozumiałe! Jest to zwykła praca szkolna, pełna błędów i uchybień.
— Racja, zupełna racja! Właśnie pełna błędów i uchybień! Nie przypuszczam, by się pan chciał poświęcić muzyce. Jestem przekonany, że nie zostanie pan wielkim kompozytorem, i że praca pańska w tym kierunku będzie szła raczej na „domowy użytek“. Chwilowo nie dorósł pan nawet do tego poziomu. Historja z hymnem — to los, wygrany przypadkowo na loterji; trudno przewidzieć, czy fortuna w przyszłości zechce się znów do pana uśmiechnąć, ma pan bowiem jeszcze wiele do nadrobienia i uzupełnienia. Mam wrażenie, że ze względu na pańskie usposobienie — raczej odpowiadać panu będzie religijna, poważna muzyka. W hymnie pańskim niema, oczywiście, błędów rażących; całość napisana czysto, ale brak wprawy, zręczności, natchnienia. Niech pan sobie wyobrazi przygodnego jeźdźca, wyjeżdżającego w niedzielę za miasto, i jeźdźca zawodowego, który się popisuje w cyrku. Otóż pan należy jeszcze w dziedzinie muzyki do jeźdźców „niedzielnych“; brak panu znajomości zasad „wyższej szkoły“, nie zna pan swego konia, nie wie, jak nim kierować. To nietylko rzecz wrodzona, to należy kultywować i ćwiczyć. Wyćwiczony jeździec wyższej szkoły jazdy ujeździłby hymn pański zupełnie inaczej. Zrozumiał pan?

12