Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/200

Ta strona została skorygowana.

i zabiera sto dolarów: Oklaskiwany przez zebranych, zwycięzca ukłonił się wszystkim i z dumą wyniosłą miną skierował się do damy, u której Watter złożył nagrodę. Nie dochodząc do niej, zatrzymał się, odwrócił i podniósł rękę, prosząc tym gestem o spokój. Domyślałem się, co postanowił. Demon gry i zakładu, pchający go w kierunku przegrania wygranej, trzymał go już w swych łapach:
Ladies and messurs! — zawołał prayerman. — Będę równie przyzwoity, jak przedtem mr. Watter. Jak wiadomo, założył się o wygraną poprzednio sumę; czynię teraz to samo. Stawiam za pięć strzałów dwieście dolarów — kto postawi równą sumę?
Milczenie. Spojrzałem na Wattera. Miałem wrażenie, że się namyśla, czy nie spróbować raz jeszcze, a może nawet zarobić sto dolarów. Dotychczas stracił pięćdziesiąt; teraz gra szła o poczwórną, wcale pokaźną sumę. Pani Stiller otoczyła mnie ramieniem i rzekła cicho:
— To byłoby coś dla pana!
Usłyszawszy słowa matki, syn rzekł:
— Ależ, mamo, przecież pan nie ma przy sobie własnej broni, a nawet najlepszy westman nie strzeli z obcego karabinu pięćdziesięciu pięciu punktów na pięć strzałów!
Nie odpowiedziałem, gdyż, zdaniem mojem, nie mogłem tu w żadnym wypadku wchodzić w rachubę. Chodziło mi tylko o przyjrzenie się karabinowi preyermana. Ale stało się inaczej!
Zwycięzca ponowił propozycje jeszcze kilka razy, lecz nikt się nie zgłaszał. Przy tej sposobności rozglądał się dokoła; w pewnej chwili wzrok jego spoczął na mnie. Twarz nabrała ironicznego wyrazu; zrozumiałem odrazu, że zechce się teraz zemścić i skompromitować mnie. Nie omyliłem się. Podniósł rękę i, wskazując na mnie, zawołał:

192