Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/270

Ta strona została skorygowana.

zaniedbana, długa broda napróżno starała się nadać dostojnego wyrazu brzydkiej, niebudzącej zaufania fizjonomii.
Starzec miał na sobie ciężkie, ciemno-bronzowe ubranie, na nogach wysokie buty z ostrogami, głowę zaś okrywał kapelusz o szerokich kresach; leżąca obok strzelba nie była jedyną bronią — za szerokim pasem ujrzałem nóż i dwa rewolwery. Był to bezwątpienia stryj; bratanek odwrócony był do nas tyłem, nie mogliśmy więc zobaczyć twarzy. Ubrany i uzbrojony tak samo, jak stryj, od czasu do czasu ukazywał kawałek brody, która mu urosła podczas wyprawy. Eggly odziany był w skórzane spodnie, watowaną kurtkę i ciepłą kamizelkę. Miał również strzelbę, nóż i dwa rewolwery; u pasa zwisało mu kilka torb, w których mieścić się musiały wszystkie przybory, potrzebne westmanowi. Odrazu poznałem w nim obcego jegomościa, któremu się tak bacznie przyglądałem w hotelu w Weston.
Po chwil rozległo się tłumione, ochrypłe skrzeczenie, które ktoś niedoświadczony byłby z pewnością przypisał sępowi lub krukowi; zorientowałem się odrazu, że idzie od przeciwległych zarośli. Eggly zrobił ruch, wyrażający zakłopotanie, i rzekł:
— Rzecz ciekawa! Jakiś sęp, który jeszcze nie śpi! A może go ktoś obudził? Ale kto? Człowiek? Przecież przeszukaliśmy całą okolicę i nie znaleźliśmy żadnych śladów. W każdym razie trzeba się mieć na baczności i zgasić światło!
Słowa te powinny były w doświadczonym człowieku obudzić podejrzenie. Skrzeczący sęp powinien być w pobliżu, a ten, który go spłoszył, powinien znajdować się również niedaleko i zapewne widział już ognisko. Zgaszenie jest więc ostrożnością zbyteczną, bo spóźnioną. Westman nie zgasiłby ogniska i nie siedziałby dalej spokojnie, a zerwałby się z miejsca i skoczył w las, by, uniknąwszy kuli, zbadać przy-

262