Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/29

Ta strona została skorygowana.

że, wchodząc do pokoju, ujrzał przy blasku zapałki kawał cegły leżącej za piecem. Wyjął ją teraz i wpakował do chustki; jest więc w posiadaniu śmiertelnej broni, którą zmiażdży łeb każedmu włamywaczowi. Pocieszony i uradowany czynem przyjaciela, zapewniającym nam bezpieczeństwo, odwróciłem się na bok i zasnąłm snem kamiennym. Zbudził mnie z niego dopiero Carpio, nie, raczej przeraźliwy lament Carpiona, który ryczał:
— Słuchaj, zginęły mi pieniądze, wszystkie pieniądze razem z portmonetką! Broń mordercza okazała się bezużyteczna; jakiś łotr wdarł się i wyciągnął pieniądze z pieca!
— Ale dlaczego zabrał tylko moją część, dlaczego zostawił twoje pieniądze, to pozostanie dla mnie zagadką! Biegnę natychmiast na dół. Gospodarz musi nam wszystko zwrócić.
— Czekaj-że, czekaj! Twoje pieniądze leżały w piecu?
— Oczywiście!
— Przecież sam je stamtąd zabrałeś i schowałeś do łóżka. Poszukaj!
Zaczął szukać i znalazł. Wzdychając głęboko, rzekł po chwili:
— Szczęście gospodarza! Gdyby pieniądze się nie znalazły, miałby ze mną krzyż pański; kto wie, czy nie zlicytowałbym mu rzeczy! Ile kosztuje kawa?
— Dziesięć grajcarów bez chleba.
— A chleb?
— Dziesięć grajcarów bez kawy.
— Zamówisz więc kawę, ja zaś każę dać chleba; podzielemy się, zapłacimy tylko dwadzieścia grajcarów. To, co oszczędzimy na śniadaniu, będzie można dodać do obiadu. Zgoda?

21