Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/308

Ta strona została skorygowana.

Gdyby to powiedział ktoś inny, wyśmiałbym go lub oświadczył bez ogródek, że jestem innego zdania; ale Carpio wpatrywał się we mnie z wyrazem tak dziecinnego przywiązania, żem temu wcieleniu bezradności odpowiedział łagodnie:
— Drogi Carpio! Przeczytałem przynajmniej tyle tych bajd co ty, ale nic a nic konkretnego mi nie dały.
— Cóż z tego wynika? Byłeś pochłonięty nauką obcych języków, nie lubiłeś nigdy książek o treści beletrystycznej. Zato ja wydobywałem z nich treść duchową i wchłonąłem ją w siebie. Każdą wolną chwilę, każdy grosz, poświęcałeś na naukę jazdy konnej, strzelanie, fechtowanie, gimnastykę i pływanie. Ja tymczasem studjowałem literaturę awanturniczą. Przekonasz się wkrótce, że znajomość jej przyniesie mi wielką korzyść. Poza tem interesowałem się wraz z tobą pływaniem; zapewne przypominasz sobie, żem był lepszym nurkiem od ciebie?
Nie przeczuwał z pewnością, że właśnie umiejętność nurkowania, o której Corner musiał się jakoś dowiedzieć, sprawiła, że zawleczono go wraz ze stryjem do Rocky-Mountains. Nie poinformowałem go o tem. Postanowiłem wogóle pozostawić go w zupełnej nieświadomości co do niebezpieczeństwa, które mu groziło, a którego zupełnie nieświadomie uniknął. Minęło przecież, pocóż miałem dręczyć biedaka!
Jeńcy zachowywali się spokojnie; gdyśmy się jednak zaczęli gotować do drogi i Carpio wsiadł na kasztana, Corner zdradził się, że odzyskał przytomność. Obrzucając nas gradem obelg, na które nie zwracaliśmy najmniejszej uwagi, zawołał groźnie:
— Życzymy dużo szczęścia z tym nygusem Old

300