Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/31

Ta strona została skorygowana.

— Jestem też nią — odparł dumnie Carpio. — Widzi pan przecież gimnazjalną pieczątkę!
— Nie, nie widzę.
Carpio spojrzał na matrykułę i stwierdził, że trzyma w ręku wykaz cesarzy niemieckich, od Karola Wielkiego zacząwszy, a na Franciszku Drugim kończąc. Przeszukawszy wszystkie kieszenie i nie znalazłszy w nich matrykuły, zawołał z oburzeniem:
— Znowu przeoczenie mojej siostry, która zamiast matrykuły wpakowała mi ten wykaz! Takie głupstwa mogą tylko robić żeńskiego, lub nijakiego rodzaju!
— Niech się pan uspokoi — rzekł uprzejmie żandarm. — Nie chodziło ma o pańskie papiery; widać przecież odrazu, że jest pan tym, za kogo się pan podaje. Jestem zresztą przekonany, że kolega pański posiada dowód, wystarczający dla was obu.
— Masz swój dowód przy sobie? — zapytał Carpio.
— Tak, nie wyręczam się nigdy siostrami, które, nawiasem mówiąc, mają jednak wszystkie klepki w porządku.
— Czy moglibyśmy tu przenocować, panie kapralu?
— Hm — mruknął żandarm. — Już przedtem dziwiłem się, że panowie tu wchodzą; to przecież gospoda dla parobków. Lepiej pójść do Frania. Właśnie tam idę, więc was zaprowadzę.
Było widoczne, że żandarm ma wobec nas jak najlepsze zamiary, mimo to Carpio zapytał:
— Czy ten Franio ma hotel, gospodę? A drogo u niego? Żandarm roześmiał się na całe gardło i rzekł:
— U Frania drogo? Dla studentów? Ha, ha, ha! Przecież on sam był studentem, ale nie skończył studjów, gdyż go pewna bogata gospodyni wzięła za męża. Ulubionym tematem jego rozmów są studja, przepada za akademikami. Gdy

23