Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/32

Ta strona została skorygowana.

mu się spodobacie, będzie uszczęśliwiony i nie weźmie ani grosza. Chodźmy; mam wrażenie, że wszystko pójdzie dobrze.
Ruszył przodem, my za nim; Carpio odciągnął mnie nieco i zapytał z zakłopotaniem:
— Jak myślisz, spodobamy się temu Franiowi?
— Dlaczegóż nie?
— Każdy człowiek ma przecież swój gust swoje upodobanie. Jeżeli w nas zasmakuje, nie zapłacimy ani grosza; ale co będzie, jeżeli nas bogato ugości, a potem mu się przestaniemy podobać? Możemy stracić cały majątek...
— Niema obawy! Nie płaci się za to, czego się nie zamawia, a zresztą, będziemy się wystrzegać wysokiego rachunku. Ludzie, w rodzaju Frania, którzy nie ukończyli studjów, uważają zwykle, że pożarli wszystkie mądrości. Pozostawieni w tem przekonaniu, rozpływają się wprost w czułościach. Franio był zapewne pięknym młodzieńcem; tylko dzięki urodzie znalazł bogatą żonę. Zresztą zobaczymy...
— Safono ty moja, mówisz, jakbyś czytał z książki! Pierwszy to raz od rozpoczęcia naszej wyprawy!
Safono! Padło słowo, które tu chciałem pominąć milczeniem! Każdy wie dobrze, że nie ma prawie ucznia ani studenta, któremuby koledzy nie nadali jakiegoś żartobliwego przydomku. Do niedawna byłem w tem szczęśliwem położeniu, że nazywano mnie własnem imieniem i nazwiskiem, od chwali jdnak ogłoszenia wiersza zaszła w tym kierunku zmiana. Koledzy zaczęli szukać pośród nazwisk poetów; ponieważ chodziło im o to, by przydomek miał w sobie coś żartobliwego, wpadli na pomysł nadania mi nazwiska poetki. Ochrzczono mnie imieniem Safony, a gdym się temu zaczął opierać, zaczęto dowodzić, że jest ono dla mnie najbardziej odpowiednie, bo przecież Safo była najgłośniejszą poetką starożytności

24