Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/328

Ta strona została skorygowana.

szego z pośród jeźdźców z poleceniem śledzenia. — Wskutek niedołęstwa Carpia — musieliśmy jechać dość wolno, i Indjanowi udało się nas dogonić. Jechał z początku naszemi śladami, potem zaś, gdy nas zobaczył zdaleka, równolegle z nami w takiej odległości, żeśmy go nie mogli widzieć. Przybywszy wieczorem nad Rzekę Mięsną, dla poglądania nas zatrzymał się, w przekonaniu, że rozbijemy tu obóz. Widział, jakeśmy przybyli i przeprawili się wpław, widział nawet miejsce, które wybraliśmy na popas. Załatwiwszy, co mu polecono, wrócił do wodza by zdać sprawę z misji.
Peteh wysłał najzwinniejszych ludzi. Mieli się podkraść pod nasze obozowisko i podpatrzeć, jakeśmy się urządzili. Zbliżyli się, gdy czuwał tylko Rost, a reszta spała; mimo bardzo niskiej temperatury wody przeprawili się przez rzekę. Wierzchowce nasze okazały niepokój na widok podkradających się postaci. Ale Rost, nie mając żadnego doświadczenia, nie zwrócił na to uwagi. Wódz wiedział, że po Roście czuwać będę ja, po mnie zaś Winnetou, postanowił więc wyciągnąć nas poza obozowisko i obezwładnić pojedyńczo. Udając, że nic nie wie o naszem istnieniu, kazał całej bandzie przejść na przeciwległy brzeg rzeki i rozmawiać głośno różnemi dialektami; chodziło mu o to, byśmy, słysząc rozmowę, nie mogli się zorjentować, do jakiego plemienia rozmawiający należą. Był przekonany, że Winnetou zacznie się razem ze mną podkradać, by podsłuchać gromadę. Rozstawił więc dokoła swego obozu posterunki, którym polecił nie wypuścić nas zpowrotem poza teren obozowiska. Plan ten musiał się udać, gdyż Krwawych Indjan było zbyt wielu.

320