Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/364

Ta strona została skorygowana.

do pewnego stopnia koniecznością. Przypuszczał zapewne, że bez względu na to będziemy zależeć od Peteha, bo jemu przypadnie głos decydujący. Gdy sytuacja obróciła się na moją korzyść, był przekonany, że groźbą założenia oddzielnego obozu przerazi wodza Kikatsów. Replika Jakonpi-Topa obaliła cały jego plan. Wpadł więc w szewską pasję i nieostrożnie zaryzykował nową groźbę:
— Jeżeli nasz wódz Peteh nie zamieszka z wojownikami Upsaroków, to nie zechce walczyć obok nich przeciw Szoszonom!
Twarz wodza Kikatsów znieruchomiała; widać było, że Upsaroka wstrzymuje się, by nie wybuchnąć.
— Czy brat mój powiedział to w swojem imieniu, czy w imieniu swego wodza?
— W jego, w swojem i wszystkich naszych wojowników.
— Chce więc tu rozkazywać, a gdy mu się to nie uda, grozi odmówieniem pomocy?
— Tak. Stracisz stu naszych dzielnych wojowników, i to dzięki tej bladej twarzy, która zawsze była waszym i naszym wrogiem. Ponieważ nie poto przyszliśmy z tak daleka, by wracać bez boju i łupów, łatwo przewidzieć, na co się nasz wódz zdecyduje.
— Na cóż?
— Opuści Kikatsów i zaprowadzi nas do Szoszonów, by ich wspierać przeciw wam.
Uff! Niechaj wojownik Krwawych Indjan odpowie na parę pytań. Dlaczego wykopaliście topory wojny, przeciw Szoszonom?
Nie nazywał już starca „swoim bratem”, lecz „wo-

356