Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/461

Ta strona została skorygowana.

schody, po których tylko ludzie o olbrzymich łapach wdrapać się potrafią. Proszę sobie ponadto wyobrazić, że część tych schodów coraz bardziej opada wdół, część zaś wznosi się coraz wyżej ku ośnieżonym wierzchołkom. Schody te zostały w przeciągu tysiącleci wyżarte przez wodę, która w kaskadach spada od stopnia do stopnia, tworząc szereg wodospadów, spływających w formie tarasów. Oko ogarnia jedynie pierwsze, najniższe stopnie, dalsze, wyższe, rozpływają się we mgle. Skała zawierała złoto; woda starła ją na proszek i uniosła ze sobą, ale ciężkie, nierozpraszające się złoto oparło się biegowi fal. Opór był wprost proporcjonalny do rozmiarów brył złota. Niedaleko miejsca, w którem strumień wypływa ze skały, w jego łożysku tkwił głęboki otwór; bieg wody był wystarczająco silny, by porwać lekki pyłek złoty; zato wielkie ziarna i nugnety wpadały do wgłębienia. Proces ten ciągnął się przez całe stulecia, może nawet tysiąclecia; otwór na dnie strumienia napełnił się kawałami szczerego złota. Oto geneza finding-holu. Na prawo od miejsca, w którem woda wypływała ze skały, teren był stromy i spadzisty; wszędzie leżały kupy kamieni. Na lewo i przed nami leżały mniejsze i większe odłamki skalne. Strumień, spadający w dolne szczeliny, wyżłobił sobie wśród nich łożysko. Finding-hole leżał na brzegu tych gruzów, tuż nad przepaścią. Jak już mówiłem, zajdowaliśmy się w odległości jakichś dziesięciu kroków od niego.
Zdaje się, że przybyliśmy w samą porę, gdyż Corner, Sheppard i Eggly właśnie przed chwilą zrzucili maski, ukazując swe oblicza. Carpio i jego wuj, związani rzemieniami, leżeli na ziemi. Trzej dręczyciele tłuma-

453