Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/467

Ta strona została skorygowana.

Przy tych słowach zdzielił prayermana kolbą; uderzony ryknął jak ranny zwierz.
Pojawienie się starca wywołało u wszystkich, z wyjątkiem Stillera, wielkie zdumienie.
— Kim jesteś, człowieku? — zapytał Welley, wyciągając rewolwer. — Nikt nie ma tu nic do gadania. Oddaj broń w tej chwili, albo zastrzelę cię, jak psa.
Widząc, że nadeszła nasza chwila, wyszliśmy z ukrycia. Welley i Reiter chwycili na nasz widok za broń. Winetou podszedł do nich i rzekł:
— Jestem Winnetou, wódz Apaczaów, obok mnie zaś stoi Old Shatterhand. Ci jeńcy, których ścigamy od wielu dni, należą przede wszystkiem do nas. Potem wydamy ich wam.
Stiller odstąpił o kilka kroków; odwrócił się na znak, że nie chce z nami mieć do czynienia. Reiter i Welley opuścili lufy strzelb i patrzyli na Apacza z pełnem szacunku zdumieniem. Winnetou ciągnął dalej:
— Nietylko jeńcy ci należą do nas. Cały finding-hole jest naszą własnością, znałem go bowiem dawniej niż blade twarze, które teraz zgłaszają doń pretensje.
Na te słowa wystąpił Stiller i zawołał:
— Co? Chcecie nam zabrać złoto? Winnetou znał finding-hole dawniej? Mżoe to powiedzieć każdy, komu się udało podsłuchać nas z ukrycia. Przyłączyłem się do wyprawy, ponieważ Reiter i Welley obiecali mi część złota, i w żadnym wypadku nie zrezygnuję z niego!
— My również! — oświadczył Welley, — Będę bronił swoich praw nawet przeciwko Winnetou. A wy, mr. Reiter?
— Ani mi w głowie — odparł zapytany — oddawać komukolwiek złoto, które odkryłem.

459