Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/468

Ta strona została skorygowana.

— Racja, święta racja! — zawołał Corner, próbując podnieść się mimo więzów. — Napadliście na nas, związaliście nas; wyrówna się to, skoro tylko zajmiemy wspólny front w sprawie finding-holu. Nie pozwólcie sobie zawracać głowy dawnemi odkryciami. To wierutne kłamstwo! Te łotry podsłuchały naszą rozmowę o finding-holu; znają go z naszych słów i na tej podstawie twierdzą, że Winnetou odkrył go już dawno. Wiemy dobrze, czem jest słowo Indjanina! Jeżeli nas oswobodzicie, staniemy po waszej stronie i będziemy bronić wspólnych naszych praw do ostatniej kropli krwi!
Nie słuchałem dalszych słów, uwaga moja bowiem była pochłonięta osobą Carpia, który wyglądał jak trup i uśmiechał się w sposób budzący litość.
— Nie mogłem przybyć wcześniej — rzekłem, uwalniając go z uścisku rzemieni. — Ale teraz wszystko się skończyło. Możesz wstać?
— Owszem, trzymaj mnie!
Podparłem go. Po chwili usiadł znowu.
— Taki jestem wyczerpany, taki zmęczony, — jęknął. — Ci ludzie traktowali mnie okropnie. Pomyśl tylko, chcieli mnie wpakować do lodowatej wody, bym z dna strumienia wyciągał złoto!
— Słyszałem o tem. Jesteś głodny?
— Powinienem odczuwać głód, ale zmęczenie zagłuszyło go. Droga moja Safono, mam silne dreszcze. Ostatnia noc była okropna. Chciałbym umrzeć, umrzeć...
— Za chwilę będzie ci ciepło i złe myśli cię opuszczą, drogi mój Carpio. Ale musisz być jeszcze cierpliwy. Sytuacja zaostrzyła się; mam wrażenie, że dojdzie do walki.
Nie myliłem się. Podczas mej rozmowy z Carpiem

460