Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/472

Ta strona została skorygowana.

konie, które musiały stać wpobliżu, Po niedługiej chwili Szoszoni przyprowadzili wierzchowce. Byłem bardzo ciekaw, co Apacz zdecyduje. Oświadczył:
— Wybaczamy wam groźby. Ale takich ludzi, jak wy, nie chcemy mieć wpobliżu. Odjedziecie ze wszystkiem, co do was należy; niczego wam nie zabierzemy. Jeżeli jednak wrócicie tu, zanim wyruszymy, zostaniecie rozstrzelani. Winnetou nie przysięga nigdy; każde słowo jest przysięgą!
Przywiązano ich do koni. Teeh, sprytny wywiadowca Szoszonów, otrzymał polecenie odstawienia ich nad New-Fork pod eskortą trzech czerwonych. Na dole miał ich uwolnić od więzów i zwrócić im broń. Gdy odjeżdżali, Welley zaczął wymyślać ostatniemi słowami i grozić krwawą zemstą, Reiter milczał.
Na pożegnanie Stiller rzucił pod moim adresem:
— Poznałem jeszcze jednego bogobojnego człowieka! Wszyscy ci świętoszkowie są w gruncie rzeczy łotrami i szubrawcami. Święty Old Shatterhand zabiera nam z przed nosa naszą własność i pozbawia nas możności obrony. Fe! W swej służalczej skromności wziął mi pan przedwczoraj za złe moje słowa o niedźwiedziu. Powtarzam je dzisiaj; niech mi wyżre mózg, jeżeli w najbliższej przyszłości nie pomszczę tego figla, godnego ulicznika!
Wypowiedziawszy groźbę, znikł za skałą. Jego to wina, że znowu rozstaliśmy się i że znowu nie dowiedział się tego, co mu miałem do powiedzenia. Gdym spojrzał na Winnetou, wskazując na Carpia, Apacz rzekł:
— Konie tych jeńców stoją za nami, nad wodospadem. Niechaj brat mój sprowadzi je i niechaj przy pomocy piątego Szoszona odwiezie Carpia do obozu.

464