Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/473

Ta strona została skorygowana.

Podszedłszy z Szoszonami do ściany skalnej, ujrzałem kasztana Cornera, wierzchowca Jakonpi-Topy i Peteha oraz dwa wspaniałe rumaki Upsaroków. Dowiedzieliśmy się, w jaki sposób Winnetou zmienił bieg strumienia. Po wydobyciu się ze skały, strumień skręcał ostro na prawo w kierunku przepaścistego stoku, po którym drapaliśmy się na szczyt. Odległość strumienia od stoku wynosiła około czterech metrów; woda zbliżała się do niego najbardziej w miejscu, przeciętem szczeliną, którą Apacz określił jako boczne łożysko strumienia. Czterometrową odległość rozkopano kiedyś celem odprowadzenia wody do szczeliny; później rów zasypano i przykryto szeregiem kamiennych płyt. Chcąc zmienić bieg strumienia, wystarczyło odsunąć trzy kamienne płyty, co, oczywiście, mógł zrobić tylko bardzo silny mężczyzna.
Przyprowadziliśmy konie do finding-hollu i wsadziliśmy Carpia na kasztana Cornera, którego już kiedyś dosiadał. Trzymałem się wpobliżu przyjaciela; towarzyszący nam Indjanin plemienia Szoszonów prowadził czwartego i piątego rudaka, Gdyśmy się zaczęli oddalać Corner, Eggly i Sheppard ryknęli zgodnym chórem.
— Przeklęte koniokrady!
Droga była stroma, więc trudno mi było podtrzymywać Carpia. Zapewniał ciągle, że radość, płynąca z mojej obecności, dodała mu nowych sił. Ostatecznie, przybyliśmy na dół bez żadnego wypadku. Nareszcie po długich i żmudnych wysiłkach, przedostaliśmy się przez ostatnią, niezwykle wąską szczelinę, o której już była mowa. Carpio zsiadł z konia bez mojej pomocy i usiadł na ziemi. Szoszon przywiązał konie. Zaczęły skubać zieloną trawę, pomyślałem, że zapas jej nie na długo wystarczy. Indjanin udał się w drogę powrotną do finding-holu.

465