Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/479

Ta strona została skorygowana.

żyska. Nie omyliłem się. Po dziesięciu minutach woda popłynęła, oczywiście, z początku nie tak rwącym prądem. Po pewnej chwili zalała otwór. Widząc to, jeńcy podnieśli krzyk. Stopniowo prąd stawał się coraz silniejszy, napełnił otwór po brzegi i zaczął płynąc po łożysku, do którego cały muł został wrzucony. Przyglądaliśmy się temu widowisku zboku. Winnetou szepnął, byśmy zachowali ciszę i nie zdradzali się z tem, co ujrzymy. Woda spłukała wodnisty szlam; ciężki metal pozostał na miejscu. Strumień spełnił wolę Winnetou i mył złoto. Po upływie jakiejś pół godziny wszystkie domieszki ziemi znikły, a łożysko strumienia pokryło się wysoką na trzy metry, lśniącą masą złota. Dla zabrania całej zawartości finding-holu wystarczyło odprowadzić znowu bieg wody. Winnetou odwrócił się i rzekł niezadowolonym tonem tak, by go jeńcy słyszeli:
Uff! Przecież niema nic w tym holu! Jeszcze dziś stąd odejdziemy! Winnetou, który nie kłamał nigdy, i tym razem nie splamił się kłamstwem. W finding-holu nie było istotnie już nic; złoto leżało obok w potoku.
— Czyście poszaleli? — zawołał Eggly. — pracowaliśmy, jak zwierzęta, i mamy przerwać pracę w chwili, gdyśmy dotarli do właściwej warstwy?
Winnetou stanął obok niego, popatrzył mu w oczy i zapytał:
— Czy sądzicie, że w razie znalezienia złota, dalibyśmy wam choć cząstkę? Nigdy! Zima nadeszła; odchodzimy przed widmem głodu i chłodu. Zabieramy was ze sobą, bo nie chcemy waszej zguby.
— Nie mamy ochoty odejść! Zostawcie nas tutaj.

471