Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/500

Ta strona została skorygowana.

wać. Udaliśmy się do fermy Guy Finella. Leżeliśmy jakąś godzinę na brzegu lasu; wreszcie znalazł odpowiedni cel. Guy Finell był w swym ogrodzie. W pewnej chwili przeleciał drozd i usiadł na wiszącej nad fermerem gałęzi. Sheppard kazał mi strzelać do drozda. Zgodziłem się. Gdy doliczył do trzech, drozd uleciał nietknięty, zato Finell leżał na ziemi w kałuży krwi. Moja kula przebiła mu pierś. Do dziś nie rozumiem, jak się to stać mogło, gdyż już wtedy byłem dobrym strzelcem. Oczywiście, rzuciliśmy się do ucieczki; od tej chwili byłem w ręku Shepparda. Zato, że nie zrobił doniesienia karnego, musiałem stwierdzić na piśmie, że jestem mordercą; ponadto zażądał ode mnie weksla na pięć tysięcy dolarów. Od tej chwili stałem się jego niewolnikiem; nie miałem możności oprzeć się żadnemu jego żądaniu. Dopiero nad Platte River zorjentowałem się, że jest łotrem. Wyrzucił mnie, bym nie był świadkiem prześladowania Welleya, z którym się później przeciw niemu sprzymierzyłem.
— Jakże było z tym strzałem do drozda? Gdzie znajdował się Sheppard podczas naciśnięcia cyngla?
— Stał za mną?
— Ach tak! Więc nie mógł pan widzieć jego ruchów. Zaczął liczyć; pan strzelił po słowie trzy?
— Tak.
— Czy nie padły dwa strzały?
— Nie Skądże to dziwne pytanie?
— O tem potem! Ale weksel nie powinien był pana niepokoić.
— Nie bardzo się go lękałem. Ale przyznanie się do morderstwa! Zostało wprawdzie wymuszone; mogłem protestować; ale byłem pewien, że Sheppard nie ulęknie się krzywoprzysięstwa. Najbardziej jednak dręczyły mnie

492