Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/507

Ta strona została skorygowana.

nem zajęli, że porzuciliśmy pierwotne zamiary i ruszyliśmy na Zachód. Było nas trzech: Winnetou, Rost i ja. Nie udaliśmy się wprost do Kikatsów, ponieważ dowiedzieliśmy się, że wyruszyli przeciw Szoszonom. Spotkaliśmy ich po drodze. Udało nam się doprowadzić do tego, że Jakonpi-Topa nietylko pana zwolnił, lecz jeszcze przyrzekł w dodatku zwrócić wszystko, co panu zabrał. Tych naszych trudów i sukcesów nie pomniejsza fakt, że się panu w międzyczasie udało uciec. Gdyśmy się spotkali, zakneblował mi pan usta swem zachowaniem. Gdyby mnie pan tak brutalnie nie zaatakował w sprawach wiary, byłbym panu już wtedy zgotował największą radość, jaka pana wogóle spotkać mogła. Żona pańska prosiła mnie mianowicie, bym wręczył panu list i gazety. Oddaję dziś jedno i drugie. Proszę to traktować jako podarunek świąteczny; niechaj to będzie dla pana dowodem, że łaska Boska spływa i na niegodnych. Niech pan czyta! Jeżeli po przeczytaniu nie zmieni pan swoich poglądów, nie będę panu zazdrościł tego, co mi pan swego czasu zarzucił, to jest zajmowania w kraju o wiele wyższego stanowiska ode mnie.
Wręczyłem mu gazety i list. Po przeczytaniu opuścił jedno i drugie na ziemię, zakrył twarz rękami i zaczął głośno szlochać. Pozwoliliśmy mu wypłakać się. Po jakimś czasie podniósł głowę i, podając ręce Winnetou i mnie rzekł:
— Byłem kwadratowym osłem! Na duszę moją spadła jakaś zasłona. Żona pisze mi, że nie wiecie, do jakiej warstwy należałem w Europie. Zdradzenie tej tajemnicy nie doprowadziłoby do niczego. Byłem zbyt dumny, zbyt pewny siebie i zbyt brutalny w stosunku do tych, którzy niżej stali ode mnie. Miałem wrażenie, że zawsze zosta-

499