Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/513

Ta strona została skorygowana.

zapaliwszy ogniska, stanęliśmy przy zmarłym na warcie, składając mu hołd ostatni.
Gdy nadszedł ranek, wódz Apaczów polecił Szoszonom wznieść grobowiec dla przyjaciela Winnetou i Old Shatterhanda.
Wznieśli kamienne mauzoleum. Nie ulegało wątpliwości, że ostoi się na długo przed kłami dzikich zwierząt; lata również miną, nim je w tej zacisznej dolinie czas naruszy. Po południu pogrzebaliśmy Carpia, oddając mu ostatnią chrześcijańską posługę. Gdyśmy, biali, uklękli, Szoszoni klękli również. Zmówiłem ostatnią modlitwę — Szoszoni złożyli za mym przykładem ręce, Po zamknięciu grobowca Wagare-Tey, młody wódz Indjan-Wężów, przyrzekł mi przy następnej swej wyprawie — w góry zasadzić na mogle Carpia kilka zielonych krzewów. Przybywszy po latach na to miejsce, przekonałem się, że dotrzymał słowa. ——
Następnego dnia ruszyliśmy w drogę. Żyliśmy wszyscy ze sobą jak bracia, przeszkadzał tylko Sachner, sprawiający nam poza tem wiele kłopotu. Nie chciał i nie umiał nic robić, Nie mógł nadążyć za nami w swych wysokich śniegowcach. Trzeba go było wlec za sobą i podpierać. Nadomiar, nie dziękował za ten wysiłek ani jednem łagodnem spojrzeniem, ani jednem dobrem słowem. Nic więc dziwnego, że czerwoni dosyć ostro go traktowali. Ani Winnetou ani ja nie interwenjowaliśmy — nie był tego wart. Gdyśmy dotarli do obozu zimowego Szoszonów, Sachner był do tego stopnia osłabiony, że nie mógł trzymać na nogach. Stał się dzięki temu pierwszym pacjentem Rosta. Indjanie chętnie pozostawiliby go bez najmniejszej pomocy, ze względu jednak na nas zajęli się nienawistnym im starcem. Dowiedziałem się póź-

505