Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/515

Ta strona została skorygowana.

i otrzymali pieniądze. Wraz z Amor Sannaelem i Reiterem założyli wielką spółkę drzewną. Firma istnieje po dziś dzień.
Winnetou zostawił konie pod pewną opieką i wyruszył na planowaną oddawna wyprawę na Wschód. Ja udałem się na jakiś czas do Europy. Jesienią ruszyłem nad Tygrys, by odszukać drogiego dzielnego Hadżi Halefa Omara. W bramie nie zatrzymałem się, gdyż nuggety Carpia, zmienione na gotówkę, ciążyły mi bardzo. Oddałem je, stosownie do polecenia zmarłego, rodzinie. Wywarły wielką radość.
Tak, radość i nic więcej! Muszę z przykrością podkreślić, że rodzina Carpia ucieszyła się z pieniędzy, nie obeszła ją zaś wcale wiadomość o jego śmierci. Biedny Carpio był dla nich zupełnie obojętny.
Gdym wypłacił pieniądze, podziękowano mi chłodno i pożegnano — bez zapytań o zmarłego. Miałem nawet wrażenie, że najbliżsi Carpia nie są pewni, czy wypłaciłem całą sumę przekazaną przez mego biednego kolegę.
Następna wizyta była znacznie milsza. Reiter prosił mnie bowiem o odwiedzenie ojca. Uczyniłem to bardzo chętnie. Dawny nauczyciel śpiewu zmienił się w zgrzybiałego staruszka. Żona, siwa jak gołąbek, zachowała dawną tuszę. Patrząc na nich, miałem wrażenie, że cienka pauza ósemkowa stanęła obok szerokiej fermaty. Gdy staruszka weszła do kuchni, Reiter oświadczył mi w zaufaniu, że dopiero po otrzymaniu pieniędzy od syna przekonał się, jak miłą ma żonę. Dawniej nie mógł tego skonstatować z powodu braku czasu. Dał mi również do poznania, że się bardzo cieszy, iż wraz z synem jego znalazłem skarb tak wielki i stałem się bogaczem. Oczy-

507