Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/68

Ta strona została skorygowana.

szy ujrzysz wspaniałe babki — trudno ci się będzie oprzeć pokusie. Bowiem w każdej z tych kiełbas mieszka szatan, a szef i władca wszystkich djabłów bombarduje najcichsze, najskromniejsze serce wędzonemi szynkami. Uważam, że obowiązkiem moim jest ostrzec cię, i postaraj się o to, by słowa moje nie padły na skały lub między ciernia, wśród których nie mogłyby ani zakwitnąć, ani wydać owoców. Pilnuj się, pozostań uczciwym człowiekiem! Dobranoc, drogi synu!
— Dobranoc, drogi pradziadku! Chcesz się już położyć?
— Tak.
— Czy mam zaryglować drzwi?
— Jak chcesz; to zupełnie obojętne, bo przecież nie wiemy, czy szatańskie pokusy będą w pokoju, czy też poza niem.
— Masz zapałki?
— Tak, całe pudełko, prócz tego zaś flaszeczkę.
— Weź ją do ręki. Zamknę drzwi; nigdy nie można być zbyt pewnym. Śpisz na prawymi boku, czy na lewymi?
— Na obydwóch. Przewracam się we śnie.
— Chodziło mi o to, do którego łóżka się położysz.
— Z pewnością nie do tego, w którem ty chcesz spać.
— Okropny z ciebie człowiek! A więc wybieram prawe.
— Nad którem wiszą najpiękniejsze kiełbasy? Nie, mój synu, ja się w niem położę. Śpij w drugiem, tam horyzont czysty.
— Słuchaj-no, Safono, mam wrażenie, żeś mnie tylko poto ostrzegł przed kradzieżą, by ją samemu popełnić.
— Dowodzi to, że stoisz na tym samym poziomie, co Mahomet, który głosi fałszywą wiarę. No, dosyć! Dobranoc!
— Dobranoc, stary wilku morski. Śpij dobrze.
Zgasiłem świecę, postawiłem na krześle i położyłem się. Przed zaśnięciem rozległ się głos Carpiona:

60