Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/77

Ta strona została skorygowana.

— Spodziewam się, że niemasz na myśli czegoś, coby mnie napełniło przerażeniem.
— Ani mi to w głowie! Wiesz sam, że jestem gentelmanem.
— Ładny gentelman, który marzy o patroszeniu kiełbas! Czemże więc chciałeś ją napełnić?
— Chciałem, chciałem... napełnić ją... Zauważyłem, że mam w poduszce dziurę. Szew musiał pęknąć, gdyż pierze wyłazi z poszewki. Przeczuważ, o co mi chodzi, Safono?
— Carpionie, człowieku, kiełbasa i kradzież pierza! Co za pomysł! Chciałeś wypchać kiełbasę pierzem!
— Tak, pierzem, — odparł. Nie zorientowałem się, czy słowa te wypowiedziane zostały tonem pokornymi, czy też triumfującym.
— Zepsuty, występny świat! Pomysł twój ma w sobie coś co mnie poprostu przeraża. Oczyma duszy widzę teraz Frania. Usiadł przy stole, odkroił kawał kiełbasy, i nagle lecą pióra! Wyobrażasz sobie ich miny? A ile wysiłku kosztowałoby naszych gospodarzy zrozumienie faktu, że świnia zamiast sadła i mięsa ma w sobie pierze, ile trudu zorientowania się w całej tej historji!
— Mam wrażenie, że rozwiązanie zagadki nie sprawiłoby wielkich trudności. W każdym jednak razie nie przypuszczam, aby podejrzenie musiało spaść na nas!
— Na nas? Ależ właśnie to najbardziej mnie oburza, że podejrzenie o kradzież mogłoby paść na mnie, mimo że jestem przecież niewinny jak nowonarodzone dziecko.
— Uspokój się, czcigodny przyjacielu! Twoje zastrzeżenia i wątpliwości natury moralnej i karnej płyną z tego, że nie jesteś głodny. — A więc miałem zamiar wypchać kiełbasę pierzem, potem jakoś skleić skórkę i zpowrotem owinąć kiełbasę sznurem. Powiesiłbym ją później na dawnem miej-

69