Strona:Karol May - Sillan I.djvu/109

Ta strona została uwierzytelniona.

— Co...? O sihdi, to napełnia głębię mej duszy smutkiem i rozpaczą! Jako sprzymierzeniec będzie wydzielał razy z taką delikatnością, że każde uderzenie zmieni się w balsam. Sprzeciwia się to sprawiedliwości, która żyje w mem sercu.
— Nie obawiaj się. Znajdziemy środek, który tak wzmocni siły jego ramienia, że będziesz z pewnością zadowolony. Chodź! Sprowadzimy oboje.
— Dobrze. Chyba zrozumie, że razy istnieją poto, by przecinać skórę i dochodzić do najgłębszej komórki świadomości bitego. Gdyby tego zrozumieć nie chciał, będziemy musieli uzupełnić brak ten i oświecić prostaczka.
Sill leżał wraz z żoną w tej samej pozycji, w którejśmy ich zostawili. Widać było, że przeżyli noc udręki, nietylko pod względem fizycznym, ale i moralnym. Poczucie niepewności dokuczyło im z pewnością niemniej niż więzy.
Gdyśmy ich zwolnili z lassa, ledwie się trzymali na nogach. Niewiasta była

107