wiązkę chróstu, którą przygotowaliśmy na wszelki wypadek. Ogień odbierze lwu ochotę do ewentualnego powrotu. Fakt, że mogę skierować na nas uwagę Persów, nie interesował mnie w tej chwili.
Gdy wysoki płomień oświetlił obozowisko, zapytałem Halefa, w którem miejscu ujrzał „ojca grubej głowy“. Wskazując palcem, odparł:
— Podkradł się stamtąd. Zatrzymał się na mój widok. Był to wielki potężny abu er rad[1]. Posłałem mu kulkę — znikł mi z oczu. Jestem przekonany, że nie spudłowałem. Uciekł z przerażenia i lęku, gdyż tam, gdzie stoi Hadżi Halef Omar, nawet najmocniejszy lew nie da rady.
Nabiwszy niedźwiedziówkę, ruszyłem wolno i ostrożnie w kierunku wskazanym przez Halefa. Uszedłszy jakieś czternaście kroków, przekonałem się, że się nie mylił. Trafił istotnie — — ale w co! Przywołałem go. Ruszył w moją stronę, krzycząc po drodze:
— No i cóż, sihdi? Spostrzegłeś coś?
- ↑ Ojciec grzmotu.