cy, która w naszej podróży przez Persję przydałaby się bardzo.
— Powiedz, sihdi, co to za tajemnica?
— Nie mogę ci tego, niestety, powiedzieć, bom się nie dowiedział. Wróćmy jednak do ogniska. Trzeba dorzucić gałęzi, inaczej zgaśnie.
— Może lepiej zgasić ogień, aby Persowie nas nie znaleźli?
— Skoro już wiedzą, że ktoś tu jest, niech się przekonają, że to ludzie, których nie mają powodu się obawiać.
— Czy będą wobec nas uprzejmi?
— Radziłbym im dla ich własnego dobra.
— Sądzisz, że tu do nas przybędą?
— Bezwątpienia. Z początku będą niezwykle ostrożni i zechcą nas obserwować z ukrycia; skoro jednak zobaczą, że jest nas tylko dwóch, bezwzględnie się pokażą. Wtedy ustalimy linję postępowania. No, a teraz pomówmy o czemś obojętnem, gdyż nie jest wykluczone, że są już niedaleko. Jeśli ich zauważę, dam ci znać zapomocą złożenia rąk.
Strona:Karol May - Sillan I.djvu/27
Ta strona została uwierzytelniona.
25