i wdałem się w rozmowę z przybyszami. Zachowywałem się swobodnie i niewymuszenie; udało mi się pochwycić ich spojrzenia, świadczące o tem, że są zadowoleni z przebiegu sprawy. Minąwszy Dokhalę i kilka wiosek, dotarliśmy do zakrętu, okalającego Jehultijeh. Krzyknąłem do Halefa:
— Zobacz, czy niema tu odpowiedniego miejsca na nocleg. Za pół godziny zajdzie słońce!
Stało się, jak przypuszczałem. Ledwie zdążyłem wypowiedzieć powyższe słowa, człowiek z Mansurijeh rzekł:
— Słyszę, że szukacie miejsca na nocleg. Effendi, znam idealne miejsce, w którem nocuję, ilekroć jadę do Bagdadu.
— Gdzie ono jest? — zapytałem.
— Na prawym brzegu, niedaleko stąd.
— Cóżto za miejsce?
— To chuss el khassab[1], który może swobodnie pomieścić dziesięć osób. Ściany mocne; stanowią doskonałą ochro-
- ↑ Szałas, chata