— Sill Safi — brzmiała odpowiedź.
— Chodź prosto!
Ruszył przez krzaki z takim hałasem, że mogłem posuwać się za nim bezpiecznie. Persowie podnieśli się z ziemi; sill podszedł do nich, ja zaś położyłem się opodal.
— Myśleliśmy, że przyjdziesz później, — rzekł Peder-i-Baharat. — Czy zaszło coś niemiłego, żeś się zjawił tak wcześnie?
— Nie — odrzekł zapytany. — Przyszedłem wcześniej, bo wszystko ułożyło się pomyślnie. Giaur odszedł w mrok nocy celem zmówienia modlitwy. Nie śmie mówić jej w obecności prawdziwego wiernego.
— Odszedł w mrok nocy? Dokądże to? Chyba nie tutaj?
— O, nie! W przeciwnym kierunku. Ten pies chrześcijański jest najgłupszym z pośród wszystkich ludzi, jakich spotkałem w swojem życiu. Ma do mnie bezgraniczne zaufanie.
— Czy zgodził się odrazu na zabranie was?
Strona:Karol May - Sillan I.djvu/82
Ta strona została uwierzytelniona.
80