— Możemy ją schować tutaj!
— Nie. Nie wiemy, co się stać może, to też musimy wszystkie rzeczy zgromadzić w jednem miejscu. Chodź, zabieramy również i koce!
Nie uważał zabiegów za konieczne, ja natomiast usłuchałem głosu ostrożności, któremu nigdy się nie opierałem, i okazało się, niestety, później, że czyniłem dobrze.
Tak więc poszliśmy do naszych konni, przywiązaliśmy je mocniej, broń zawiniętą w koce ukryliśmy w gruzach, poczem wyruszyliśmy w drogę, w ślad za tajemniczymi ludźmi, którzy niedawno nas minęli.
Od tego czasu upłynął kwadrans, i kroków już słyszeć nie mogliśmy. Na szczęście, to jednak, co uszło naszym słuchom, ukazało się oczom, bowiem po niedługim marszu w kierunku obranym, w chwili, gdy okrążyliśmy występ ruiny, ujrzeliśmy nieopodal migocące światła, i jednocześnie wdarł się w nasze nozdrza odór tak nieopisanie ostry i kłujący, że
Strona:Karol May - Sillan III.djvu/110
Ta strona została skorygowana.
108