Strona:Karol May - Sillan III.djvu/117

Ta strona została skorygowana.

szcze nie zasługiwało na miano „czystego“. Nie mogliśmy dojrzeć, co się działo dalej przy ogniach, gdyż odgrodził nas tak gęsty tuman, że pozostały z nich tylko małe, mgliste plamki. Halef użył sobie i swoim wnętrznościom tak gwałtownym kaszlem, parskaniem i kichaniem, że musiałem go przywołać do ostrożności.
— Ostrożność? — zapytał tonem strapionym — wymagasz ode mnie rzeczy niemożliwych, sihdi! Wszystko jedno, czy uduszę się ostrożnie, czy nieostrożnie. Jak człowiek może myśleć o ostrożności, kiedy nos jego tkwi w odmętach piekieł, a reszta jego ciała bawi jeszcze na ziemi? Gdybym był djabłem, i dla moich potępieńców miał wynaleźć najstraszniejszą z tortur, byłbym im rozkazał palić trupy perskich szyitów i zapachy tych zaprzańców sunny wdychać nieustannie. Powiadam ci, nie zaciągniesz mnie więcej tam, gdzieśmy byli, póki ten smród nie przeminie!
— Czy zmuszałem cię do tego, ażebyś mi towarzyszył? Czy, przeciwnie, nie

115