jego była słabsza, niż wydawało się z pozoru; o tem przekonaliśmy się na własnej skórze. Halef był już o parę metrów ponad ziemią, ja zaś podnosiłem już nogę, aby za nim podążyć, gdy oto występ muru, na który Hadżi właził, obruszył się, i runął na mnie całym impetem. Był to głaz ciężkości wielu centnarów. Przytłoczył mnie do ziemi. Dosłyszałem okrzyk lęku, wydany przez Hadżiego, który, oczywiście, staczał się na mnie; czułem przez parę chwil ciężar na piersi, potem wszystko zniknęło, gdyż straciłem przytomność.
Po odzyskaniu zmysłów, nie czułem już ucisku na sobie, ale, niestety, nie miałem swobody ruchów, gdyż nie mogłem ruszyć ani ręką, ani nogą: byłem związany. Obok mnie leżał Helef, tak samo skrępowany, jak ja. Dookoła nas siedziało dwudziestu asakir[1], których przywódcą był stary, nieużyty kol agasi[2]. Należeli do kawalerji; widziałem konie, stojące wpobliżu. Obok nich znajdowali się dwaj cywilni, na widok których od-