Strona:Karol May - Sillan III.djvu/24

Ta strona została skorygowana.

z nimi umrzeć mają i wierni, to taką widocznie była wola Allaha, który zna godzinę śmierci każdego ze swoich wyznawców, a wszyscy oni wnijdą do nieba. Nie godzi się tedy zabraniać karawanie przejścia przez miasto.“ Postąpiono też w myśl tego orzeczenia, a skutek był taki, że pomór rozszalał się po mieście z niewidzialną dotychczas siłą. Tysiące ludzi dziennie padało jego ofiarą. Nie pomagały ani środki ostrożności, ani izolacja. Wkońcu grabarzom nie starczyło czasu; trupy leżały pokotem na ulicach i po kątach domów, rozkładając się i rozprzestrzeniając miazmaty, które zdawały się przenikać przez mury w poszukiwaniu nowych ofiar. Grobowa cisza zawisła nad nieszczęsnem miastem. Nie stało ani jednego muezzina, którego nawoływanie do modlitwy rozległoby się z minaretu. Zamarł ruch i handel, nikt nie kupował, ani nie sprzedawał. Wyginęli piekarze, za nimi sakka’inowie — woziwody. Niepodobna było dostać niczego do jedzenia nawet za drogie pieniądze — ulicami, z domu do domu, szło widmo głodu,

22