Strona:Karol May - Sillan III.djvu/38

Ta strona została skorygowana.

uwagą, z czego zresztą nie mieliśmy powodu być dumni, ponieważ dotyczyła ona nietyle nas osobiście, co naszych koni. Ciśnięto się do nich tłumnie, obsypując je okrzykami podziwu. Gdy mieliśmy już tego po uszy, zwróciliśmy się do dozorcy, który za bakszysza uwolnił nas od natrętów.
Zeskoczywszy z koni, natknęliśmy się przy studni na dwóch ludzi, którzy poili zwierzęta. Nie chcąc im przeszkadzać, czekaliśmy, aż skończą. Przyglądając się im zbliska, zauważyłem na palcu jednego z nich srebrny pierścień. Przypatrzywszy się uważniej, spostrzegłem, że oprawa jego nie była ani okrągła, ani kwadratowa, jak zazwyczaj, lecz ośmiokątna. Odniechcenia przysunąłem się bliżej i pod pozorem, że chcę zajrzeć do studni, czy jest w niej dość wody i dla nas, przyjrzałem się baczniej jego ręce. Nie ulegało wątpliwości — był to pierścień sillana. Napis na nim składał się ze splecionych ze sobą liter i Lâm, nad niemi zaś umieszczony był teszdid, znak dwukrotności, który pomimo minja-

36