tszibuk w ten sposób, że wzrok jego musiał paść na pierścień połyskujący na moim palcu. Jak przewidziałem, tak się też stało; zauważywszy mój pierścień, mężczyzna wypuścił ze zdumienia płonącą jeszcze zapałkę i krzyknął:
— Abahraka’llah! — Wszelki duch Pana Boga chwali! Co widzę na twym ręku?!
Podniosłem ostrzegawczym gestem palec do ust, rzucając dokoła badawcze spojrzenia. Wówczas i on dodał przyciszonym głosem:
— Wybacz, o Panie! Zdumienie moje, że spotykam cię już tutaj, tak było wielkie, że zapomniałem o zaleconej ostrożności!
Brał mnie zatem za kogoś, kogo nie tutaj, lecz, być może, gdzieś daleko szukaćby należało. Musiałem postępować bardzo przezornie, zapytałem go przeto:
— Gdzież przypuszczałeś, że jestem?
— W Bagdadzie, dokąd mogłeś był przybyć najwcześniej wczoraj.
— Dobrze wyliczyłeś; nie zatrzymywałem się tam jednak wcale.
Strona:Karol May - Sillan III.djvu/42
Ta strona została skorygowana.
40