Strona:Karol May - Syn niedźwiednika Cz.1.djvu/124

Ta strona została skorygowana.

— Uchodzi pan za dobrego westmana, dziwię się przeto, że master podobne banialuki plecie, Davy. Jesteśmy na obszarach myśliwskich i pastwiskach Szoszonów, ci zatem znają je nawylot.
— Oczywiście.
— No, więc pomyśl pan, co za tem idzie. Czy przezorni myśliwi obozowaliby w piasku dawnego jeziora?
— Ależ nie w piaskach, lecz między górami.
— Więc w jakiejś dolinie, lub w wąwozie. Otóż może pan objechać wielką przestrzeń dokoła, a prócz dawnego potoku, którym pojechali Szoszoni, nie znajdziesz innej doliny, niż ta, w której w rzeczy samej rozbiliście obóz. A więc tam i tylko tam należy was szukać.
— Djabli! Ma pan rację, sir.
— Jeszcze jedno: w takich miejscowościach towarzysze rozłączają się tylko na krótki czas. Stąd wniosek, że nie mogliście się bardzo oddalić od Jemmy'ego i Franka. Więc obóz rozbiliście niedaleko w wąwozie, a że są tam poza tem boczne wąwozy, które każdy rozsądny westman przeniesie nad główny, więc Szoszoni wiedzą dokładnie, gdzie was szukać. Zrozumie to wódz Szoszonów, a Winnetou wie o tem dobrze. Dlatego wyprzedził nas, aby uchronić przed ciekawością jakichś wywiadowców.
Davy mamrotał coś pocichu, wreszcie rzekł:

123