Strona:Karol May - Syn niedźwiednika Cz.1.djvu/127

Ta strona została skorygowana.

Dlatego ani mi w głowie nie postało popełniać morderstwa.
— Ale jakże chcecie unieszkodliwić Szoszonów, nie zabijając ich? Walki w razie spotkania i tak się nie uniknie. Będą się bronić strzelbą, tomahawkiem, nożem — !
Pah! Poczekać... Będziemy — — stój, zdaje się, że nadjeżdża Apacz!
Nie słyszeli go, a jednak w najbliższej chwili stanął przed nimi Winnetou.
— Dwaj wywiadowcy — rzekł lakonicznie.
— Dobrze — odezwał się Old Shatterhand. — Winnetou, Davy i ja zostaniemy tutaj. Pozostali pojadą szybko na piasek, zabiorą ze sobą konie i poczekają na nas.
Zeskoczył z konia. Wślad za nim Davy. Winnetou wręczył cugle swego rumaka Wohkadehowi. Przymocowali strzelby do siodeł. Po paru sekundach trzej pozostali znikli.
— Co uczynimy? — zapytał Davy.
— Musi pan tylko uważać — odpowiedział Shatterhand. — Przysuń się master do drzewa, aby cię nie zobaczono. Słuchaj — nadjeżdżają!
Szi darteh, ni owjeh! — Ja tego, a ty tamtego! — szepnął Apacz, wskazując gestem ręki na prawo i na lewo. Za chwilę nie było go już widać.

Długi Davy przywarł do drzewa. O dwa kroki od niego Old Shatterhand położył się plac-

126