Oczywiście rozbrojono ich uprzednio i spętano. Teraz wsadzono jeńców na wierzchowce, związano im ztyłu ręce, a nogi pod brzuchem konia. Old Shatterhand zapowiedział, że najsłabsze usiłowanie oporu przypłacą życiem. Wreszcie podjęto dalszą jazdę. Aczkolwiek schwytano już dwóch wywiadowców, Winnetou wciąż wyprzedzał swoich towarzyszy.
Niebawem dotarli do dawnego potoku, którym trzeba było jechać na lewo w góry. Jeźdźcy zboczyli. Wystrzegano się rozmowy, ponieważ wywiadowcy mogli władać angielskim.
Po upływie godziny natrafiono na Winnetou, który stał na miejscu.
— Moi bracia — rzekł — mogą tutaj zsiąść z koni. Szoszoni ruszyli przez las ku górom. Podążymy za nimi.
Nie było to zadanie łatwe ze względu na jeńców, których nie należało zdejmować z koni. Wśród drzew panował kompletny mrok. Musieli jedną ręką macać przed sobą, a drugą ciągnąć wierzchowca. Winetou i Old Shatterhand podjęli się najtrudniejszego zadania. Szli przodem, prowadząc za sobą także konie jeńców. Teraz dopiero okazała się w całej pełni wartość obu ogierów — biegły za swymi panami niczem psy, nie wydając mimo straszliwego gruntu żadnego dźwięku, podczas gdy inne konie rżały głośno.
Strona:Karol May - Syn niedźwiednika Cz.1.djvu/129
Ta strona została skorygowana.
128