Strona:Karol May - Syn niedźwiednika Cz.1.djvu/147

Ta strona została skorygowana.

błysku wystrzału, bo dowiedzieliby się, gdzie jesteśmy. Sądzę, że rozlegnie się echo, które ich oszuka. Dajcie wasze okrycia i marynarki, messurs!
Długi Davy zdjął swój znakomity płaszczyk gumowy. Inni też wykonali rozkaz Shatterhanda. Rozpostarto odzież nad rewolwerem, który wnet wypalił dwukrotnie. Rozległy się dwa wystrzały. Odbiły się od ścian doliny, a ponieważ nie widać było błysku, więc Szoszoni nie wiedzieli, skąd padły strzały. Odpowiedzieli przeraźliwem wyciem. — —
Kiedy Szoszoni usłyszeli okrzyk: — Tuguw-ih, tuguw-ih!Wrogowie, wrogowie! — skoczyli na nogi i usiłowali dopatrzeć się wroga. Lecz nie tak rychło oczy ich przyzwyczaiły się do ciemności, a tymczasem Shatterhand i Winnetou byli już poza obrębem niebezpieczeństwa.
Wielu czerwonych podeszło do namiotu wodza. Zajrzeli i zobaczyli, że świeci pustką.
— Mężny Bawół wyszedł zapytać strażnika — rzekł któryś z wojowników.
— Mój brat jest w błędzie — odparł drugi. — Gdyby wódz wyszedł z namiotu, widzielibyśmy go przecież.
— Ale niema go tutaj.
— Nie mógł także wyjść.

148