— Behold! Jeniec czerwonoskóry!
Cofnął się jakgdyby przerażony. Mężczyźni roześmieli się, ten zaś, który dotychczas rozmawiał i który był zapewne przywódcą, rzekł:
— Nie wpadaj w omdlenie, sir! Kto jeszcze nigdy w życiu nie widział takiego draba, tego może łatwo ogarnąć niebezpieczny strach. Tylko z biegiem czasu można się oswoić z takim widokiem. Zakładam się, że nie spotkał pan jeszcze w życiu Indsmana?
— Widziałem już niektórych oswojonych, ale ten oto wydaje mi się dzikim.
— Tak, nie zbliżaj się doń aby za bardzo!
— Czy to takie straszne? Wszakże spętany...
Chciał się zbliżyć do jeńca, ale herszt zastąpił drogę:
— Wara od niego! On pana niech nie obchodzi! Poza tem muszę wreszcie zapytać, kim jesteś i czego chcesz.
— Możecie się bezzwłocznie dowiedzieć. Mój przyjaciel nazywa się Kroners, a ja Pfefferkorn. My...
— Pfefferkorn? Czy to nie jest nazwisko szwabskie?
— Za pozwoleniem pańskiem, owszem.
— A niech was licho! Nie znoszę ludzi z waszej zgrai!
Strona:Karol May - Syn niedźwiednika Cz.1.djvu/32
Ta strona została skorygowana.
31